WSPOMNIENIA Z DZIECIŃSTWA PART 1
19.06.2020
Usłyszałam ostatnio od dzieci już kilka razy hasło „nudzi mi się w domu”. Zaczęłam się zastanawiać, co takiego robiłam, gdy byłam dzieckiem, że mi się zazwyczaj nie nudziło.
A już na pewno nie trwało to długo. Przypomniało mi się kilka rzeczy. Co człowiek miał wtedy w głowie!
- Budowałam bazę ze wszystkiego, co wpadło w ręce: poduszki, koce, siedzisko z sofy, nawet – ku niezadowoleniu mamy – wyprasowane zasłony.Przyznać się, kto też robił tajne bazy?
- Robiłam z koleżanką pocztę międzybalkonową – ja na pierwszym piętrze, ona po drugiej stronie na parterze. Rozwiązania musiały być trwałe (w sensie wodoodporne). Obowiązywało porozumiewanie się szyfrem, by tajna wiadomość nie została przejęta przez chłopaków!
- Nagrywałam na kasetach magnetofonowych audycje radiowe przeplatane ulubionymi piosenkami z radia. Było o czym opowiadać. Nawet kącik małego czytelnika uskuteczniałam – i to jeszcze zanim wymyślono kampanię społeczną „Cała Polska czyta dzieciom”. Serio! Sprawdziłam to!
- Budowałam domek dla lalek z pełnym wyposażeniem – z kartonów, pudełeczek, ścinków materiałowych i wszystkiego, co było pod ręką. To dopiero były eko zabawki. Szyłam też ubranka dla lalek na mojej zabawkowej, czerwonej maszynie do szycia. I mama nie bała się dać mi do ręki igły, nici i nożyczek. Za co jestem jej teraz wdzięczna.
- Bawiłam się w szkołę – to było jeszcze w przedszkolu. Wszystkie pluszaki uczyły się u mnie pisać, czytać i mówić wierszyki. A miś Puszek to nawet dodawał do 10! Kawałek kredy i drewniana tablica wielkości kartki A3, zrobiona przez tatę, dawała radę i była najlepsza na świecie. Wychodzi na to, że miłość do uczenia innych została ze mną na dłużej.
Człowiek miał wtedy tyle pomysłów na siebie! Chciał być nauczycielem, dentystą (tak, tak… wszystkie wydłubane dziury w ścianach, zaklejane potem skrzętnie pastą do zębów, były oznaką niezwykłego talentu do borowania, ale nie róbcie tego w domu; chyba, że rodzice akurat mają trochę zbędnej szpachli), nawet weterynarzem, który pracuje w zoo (bandażowałam i plasterkowałam wszystkie „dzikie maskotki” w mojej domowej lecznicy). Zdarzały się również pomysły mniej chlubne, jak np. fresk naścienny wykonany jabłkiem – tak pięknie się wyróżniał w promieniach zachodzącego słońca, był widoczny tylko pod odpowiednim kątem – czy też powyższy pomysł z „borowaniem” w ścianie. Ale nie sposób było narzekać na nudę.
Wasza Iwona 😉